menu

8 września 2015

Wieś Ławy i bunkry Kompleksu numer 7215

Ostatnimi czasy modne jest szukanie "Złotych Pociągów", czy bunkrów kompleksu Riese. Mieszkając w Warszawie nie mam aż tylu atrakcji, ale też coś się znalazło. Paweł w czeluściach internetu namierzył informację o zlikwidowanej wsi Ławy w środku Puszczy Kampinoskiej i zaproponował, aby w jakiś dzień się tam wybrać. Na zdjęciach wyglądało to ciekawie. Szybkie zerknięcie na mapę i dodanie do trasy jeszcze bunkrów "Atomowej Kwatery Dowodzenia" znanej też jako "Kompleks nr 7215". Skoro była trasa czas było wyruszyć. W pierwszą sobotę września pojechaliśmy we trzech Paweł, Rafał i ja. Z Rafałem spotkałem się po praskiej stronie mostu świętokrzyskiego i już we dwóch pojechaliśmy po Pawła na Jelonki, a następnie dalej w kierunku Zaborowa.


W Zaborowie byliśmy o 10:30 (szybkie zdjęcie przy początku/końcu szlaku czerwonego dla mnie już powoli staje się tradycją) i pojechaliśmy dalej na północ w kierunku byłej wsi Ławy.

Po pięciu kilometrach wygodnej polnej drogi dotarliśmy do pierwszego z czterech przydrożnych krzyży w tej wsi.

(autor: Paweł)
Polną drogą, która według starej mapy była kiedyś główną arterią tej osady dotarliśmy do pierwszych pozostałości po dawnej zabudowie.

(autor: Paweł)
Napotkana tablica w wyczerpujący sposób wyświetliła historię naszego celu wycieczki.

Nowo wstawione drzwi blokowały dostęp do starych ziemianek, ale może ze względu na obecnych mieszkańców to i dobrze.



(autor: Rafał)
Szybka sesja fotograficzna trzech paparazzi została przerwana przez wizytę szerszeni.

 Oddaliliśmy się z godnością ;)

Po drugiej stronie drogi, pomiędzy krzakami, wypatrzyliśmy na polanie taki oto kamień. Ślady wskazywały, że został ustawiony tu bardzo niedawno.

Olbrzymi dąb zdominował przestrzeń wokół siebie.

Ktoś do drzewa przybił nitami taką tabliczkę. Dalsze zwiedzanie wsi przyniosło efekt w postaci odnalezienia pozostałych dwóch piwnic - również zamkniętych dla dobra latających ssaków. Wcześniej, przeglądając internet, widzieliśmy zdjęcia ceglanego domu, ale nam nie udało się go odszukać pośród zarośli. Może innym razem się uda?

Nieopodal rozłożystego dębu stała taka oto ława, mimo że nie jest to ława z karczmy od której to jest nazwa tej osady, ale niewątpliwie jest to ława we wsi Ławy.

Ruszyliśmy dalej w kierunku północnym.

Kanał Zaborowski jeszcze bardziej suchy niż niedaleka Łasica.

(autor: Paweł)
Tu nawet dno zdążyło zarosnąć trawą.

Ostatni z krzyży w Ławach.

Leśne trakty zachęcały do szybkiej jazdy.

(autor: Rafał)
Czasem tylko zatrzymywaliśmy się tak jak tu przy bagienku pełnym tropów.

Szybka wizyta w Truskawiu i dalej po asfalcie w stronę Sierakowa.

Sieraków to przysłowiowe drzwi do lasu i koniec twardej drogi. Dalej już klasyczne piachy Kampinosu.

Niespodziewanie już prawie przy samym kompleksie bunkrów trafiliśmy na miejsce rozstrzelania Polaków przez Niemców w czasie wojny. W KPNie jest wiele takich miejsc.


Pchając rowery przez wysoką i zarośniętą wydmę Łuże dotarliśmy do Kompleksu numer 7215, znanego również jako Atomowa Kwatera Dowodzenia.
(autor: Paweł)
Główny budynek przypominający szkołę nie jest zbyt ciekawy do penetracji.


Natomiast ten mały i niepozorny budynek z dwoma garażami jest wejściem do podziemnego kompleksu. Jeszcze do niedawna na dachu była mała "budka".


Rowery przepięliśmy do, o dziwo jeszcze nie wyrwanych, stalowych szczebli drabinki prowadzącej do dawnej "budki" na dachu.

Sam bunkier jest dwukondygnacyjny, wszechobecny jest smród spalenizny.

 Plan bunkra odnalazłem a stronie Forgoten.pl po linkiem.

Jeszcze dwa lata temu to wszystko nie było tak popalone i wyglądało bardziej jak zwyczajne porzucone miejsce. Teraz inni zaczynają tu "dekorować" po swojemu.

Bez latarek rowerowych nie dałoby się tam zejść i czegokolwiek zobaczyć.

Trzeba koniecznie uważać, aby za szybko nie zejść na niższy poziom. Wszystko co metalowe i dało się wynieść wynieśli złomiarze, resztę zniszczeń dokonał ogień.

A to "dzielny" ja, choć trochę niewyraźny ;)

Na górze królują ludzie biegający z ASG, dlatego proponuję nie zachowywać się za cicho chyba, że ktoś lubi poczuć na sobie plastikowe kuleczki.

Drugi bunkier właściwie jest wielkim garażem dla ciężarówek z kwaterami dla żołnierzy.

Cały kompleks nigdy nie został ukończony, choć jego główna część, czyli kwatera dowodzenia była już na etapie wyposażania.

Z bunkrów pojechaliśmy przez Łomianki do promu przez Wisłę. Jak się okazało trafiliśmy na przerwę obiadową kapitana promu.

Po 40 minutach prom do nas przypłynął. Po zaokrętowaniu odbyliśmy krótki, ale wesoły rejs.

Pomysł na promy wiślane w Warszawie uważam za rewelacyjny i co roku trzymam kciuki, aby przeprawy promowe były uruchamiane w kolejnym sezonie.

Po opuszczeniu naszego liniowca pojechaliśmy wałem wzdłuż Wisły w kierunku Żerania. Właśnie trwały prace nad układaniem kostki betonowej na wale. Tak utworzoną drogą pieszo-rowerową dojechaliśmy do starego mostku.

Kiedyś ta konstrukcja służyła do transportu rurami nawodnionych popiołów z Elektrociepłowni Żerań. Obecnie stare mogiły popielne zostały zrekultywowane i tylko patrzeć jak na nich ktoś wybuduje blokowisko. Sam mostek ma być w przyszłym roku (2016) przebudowany na drogę rowerową, co znacząco uatrakcyjni przejazd i nie będzie trzeba już objeżdżać elektrociepłowni.

Tu Rafał jeszcze nie jest świadom, że ma dziurę w oponie, ale za kilka sekund już będzie. Na szczęście ma już blisko do domu i na kilku dopompowaniach dojedzie do celu ;).

Port Żerański prezentuje się dziko mimo industrialnego otoczenia.

To będzie naprawdę ładny most pieszo-rowerowy.

Ta hałda węgla z czasem zniknie, trwająca przebudowa elektrociepłowni i kolejne plany przestawiają ją całkowicie z węgla na gaz ziemny.

Przez dobre dziesięć minut oglądaliśmy jak wędkarze walczyli wyciągając olbrzymiego karpia.

Po serii zdjęć ryba wróciła do wody. Przy Trasie Toruńskiej pożegnaliśmy się z Rafałem, który popedałował do domu, a ja z Pawłem pojechaliśmy dalej wzdłuż Wisły.

Dzięki niskiej wodzie w rzece na wysokości planowanego mostu Krasińskiego trwały prace archeologiczne. Wcześniej wydobyto stąd armatę i rzeźbione ornamenty architektoniczne skradzione przez szwedów w czasie potopu szwedzkiego. Przewożąca je barka prawdopodobnie tu zatonęła.

Nadwiślańską ścieżką dotarliśmy na plażę z widokiem na Starówkę. Zimny wiatr przepłoszył plażowiczów.

Nie dowierzałem, że uda się tak szybko odbudować most po walentynkowym pożarze. Teraz trzymam kciuki, aby w dwa miesiące udało się doprowadzić most do stanu "przejezdności". Po inspekcji na budowie pojechaliśmy dalej na południe w kierunku mostu Świętokrzyskiego. Ja pożegnałem się z Pawłem na wysokości Gocławia i pojechałem do domu, a on "prawie najkrótszą drogą" pojechał do siebie na Jelonki.


Tak odbyliśmy naszą prywatną wyprawę w "Poszukiwaniu ukrytego ...".
Cała moja trasa to 88 km, Paweł zrobił 96 km, a Rafał 81 km.
Poniżej mapka z kilkoma punktami trasy.