menu

29 kwietnia 2016

Modlin Narew Zalew Zegrzyński

Wiosna nabrała tempa i ja zapragnąłem poczuć odrobinę tej wiosny oraz przestrzeni. Od jakiegoś czasu przymierzałem się do trasy wzdłuż Narwi od Zalewu do Modlina. Czytałem, że są tam siedliska kruków, a bardzo chciałem je zobaczyć w naturze. Zdecydowałem się pojechać z Modlina w stronę zapory ze względu na kierunek wiatru.
Do Modlina dojechałem KM ze Wschodniego. Słoneczny dzień zapowiadał dobry test dla kolana na dłuższej trasie. Modliński dworzec zdecydowanie nie należy do kategorii "przychylny rowerzystom". Po przekroczeniu Wisły i przebiciu się przez Nowy Dwór Mazowiecki wjechałem na wał wzdłuż Narwi. Miał być on moim przewodnikiem tego dnia.

Jadąc samotnie po grobli czułem wolność i nadchodzące lato.



Drzewa dopiero rozwijają swe liście, a w tle widać rozlewisko starorzecza Narwi.

Lubię takie wąskie ścieżki, niby po trawie ale po twardym.

Chciałbym mieć taki widok z okna domu, choć bez komarów poproszę.

Trzypoziomowa trasa, ja jechałem na szczycie wału ścieżką, a poniżej płytówka i zwykła bita. Trudny wybór. Którą wybrać?

W pewnej chwili zobaczyłem jak dużego drapieżnego ptaka atakuje mniejszy, również drapieżny, i tak jakby odpędza. Mniejszy był myszołowem, rozpoznałem go po ubarwieniu i kształcie, natomiast drugi miał prawie dwukrotnie większą rozpiętość skrzydeł o mocno rozczapierzonych piórach na końcówkach skrzydeł. Miał szeroki ogon, wydawało mi się, że jaśniejszy od reszty ciała, ale pewien nie jestem (dla wygody nazwę go orłem). Orzeł latał prawie nie poruszając skrzydłami majestatycznie płynąc po niebie, natomiast myszołów krążył wokół niego szybko machając skrzydłami wzbijał się nad przeciwnika i go atakował. W momencie ataku orzeł odwracał się na sekundy do góry brzuchem i próbował schwytać swymi szponami spadającego nań napastnika. Scenka powtarzała się wielokrotnie. Ataki były przeprowadzane zawsze od strony południowej ze słońcem. Jednak kiedy orzeł zmieniał kształt skrzydeł i niemal pionowo, jak w windzie, wznosił się, myszołów odlatywał na bezpieczną odległość, aby nie być niżej od większego przeciwnika. W bezpiecznym dystansie mocno pracując skrzydłami wzlatywał, po spirali nadrabiając braki wysokości. Widać było, że kosztuje go to wiele energii. Po około 15-20 minutach ciągłej walki para zniknęła mi w oddali, obserwowałem ją przez lornetkę, aż ręce mi zdrętwiały. Dla mnie bitwa została z nierozstrzygniętym wynikiem, jak i zupełnie nieznanym powodem. Choć obstawiam, że myszołów przepędzał znacznie większego od siebie ze swego obszaru, czy może gdzieś w pobliżu ukrytego gniazda. Bo z jakiego innego powodu mniejszy atakowałby znacznie większego?

Dalej ścieżka na wale zaczęła zanikać, ale tylko na chwilę.

Chyba pierwszy raz widziałem taki sposób prowadzenia rurociągu, a właściwie gazociągu. Zapewne przez to, że to teren koryta rzeki takie zastosowano rozwiązanie. Dalsza droga po wale prowadziła przez tereny zaadaptowane na działki letniskowe i letnie domy, a właściwie rezydencje. Tak dotarłem do zapory w Dębem.

W tym miejscu stałem niespełna rok temu wybierając się w swoją pierwszą samotną "wyprawę" rowerową na Hel.

Zaraz za zaporą rozpoczyna się Zalew. Wśród sitowia wpatrzyłem przepięknie śpiewające ptaki mniejsze niż wróble, ale głośne jak by miały gdzieś ukryte nagłośnienie.

Po drugiej stronie Zalewu jest ciekawy architektonicznie budynek. Wydaje mi się, że w nim była kręcona jakaś reklama, chyba ubezpieczenia?

Zrobiłem sobie przerwę na mały popas. Mimo, że nie było zbyt ciepło, widoki nie skłaniały do szybkiego wyruszania w dalszą drogę.

BlackBirdzik czekał na koniec sjesty.

Wracając zauważyłem na schodach skorupki jajka, mam nadzieję że właściciel zdążył się wykluć, a nie jest to pozostałość po posiłku.

Widok z Zegrza Południowego w stronę zapory.

Na plaży żadnych wypoczywających nie widziałem, a łabędź mnie przegonił z pomostu. Prawdopodobnie nieopodal ma gniazdo.

W Kobiałce w pobliżu szkoły (ceglany budynek po prawej) bocian mościł się w gnieździe. Z okien klasowych na pierwszym piętrze można zajrzeć do gniazda, dobra edukacja.

Prawie Warszawa, a pusto jak na Polesiu.

Na Grochowie, obok warsztatów naprawczych PKP, stała taka piękność. Czuć moc, dużo mocy ;)

Trasę polecam każdemu, droga jest płaska i twarda. A przez to, że od Nowego Dworu aż do Zegrza nie przebiega przez większe miejscowości jest cicha i spokojna. Polecam.

Cała trasa to 73 km plus przejazd koleją.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz