menu

13 sierpnia 2016

Droga na Ostrołękę.

Któż z fanów polskiej kinematografii nie zna cytatu "droga na Ostrołękę"? Co prawda oryginalny cytat to "O, jest widzę! droga chyba na Ostrołękę", ale do potocznego języka przyjęła się skrócona wersja. I ja, wielekroć zastanawiałem się, jak ta droga wygląda ;). Rzeczona DK61 biegnie po zachodniej stronie Narwi i jest drogą krajową, czyli nieprzychylną rowerzystom, więc ja planowałem jechać po wschodniej stronie i wybierać drogi niższej kategorii. Do planowania trasy użyłem jak zawsze www.gpsies.com, które tradycyjnie polecam. Trasa z domu przez Wyszków do Ostrołęki miała wynieść 120 km.

W dniu wyjazdu pogoda nie zachęcała, cały dzień miał być pochmurny z przelotnymi opadami. Jedynie silny wiatr wiejący z południa w plecy jako wspomagacz wydawał się ok.
Wyruszyłem chwilę po 6 rano.

Droga po wydostaniu się z Warszawy była pusta, zapewne przez pogodę i dość wczesną porę.


Pola już skoszone, zbliża się koniec lata choć to dopiero połowa sierpnia.

Jeziorko w Zazdrości na tym ujęciu wygląda ładnie, ale mocno musiałem się starać by w kadrze nie było gruzu i śmieci.

To samo oczko wodne, ale z drugiej strony.

Silny wiatr w plecy i pusta droga sprawiły, że trasę do Wyszkowa pokonałem w ekspresowym tempie.

Most kolejowy na Bugu, widoczny w oddali, przypomniał mi stary czarno-biały film "Prawo i Pięść". Coś za dużo filmów jak na jeden wyjazd.

Wyszków był w połowie drogi przewidzianej na ten dzień. Już wyjeżdżając z miasta zatrzymałem się na polu biwakowym, gdzie zjadłem kanapki do spółki z wróblem żebrakiem ;) Droga do Wyszkowa w większości biegła po asfalcie, od niego proporcje miały się odwrócić. Zaraz za miastem wjechałem do Puszczy Białej.

Trasa, którą zaplanowałem przejechać na wskroś przez puszczę okazała się bitą glinianą drogą, którą co jakiś czas ciężarówki zwoziły drewno do tartaku w samym środku lasu.

Paśnik, o tej porze roku nieużywany, czeka na zimę.

Gliniana droga, którą jechałem po ostatnich deszczach stała się bardzo lepka. Do tego stopnia, że po przejechaniu połowy trasy (kiedy wiodła już z górki) rower nie chciał jechać i trzeba było pedałować w akompaniamencie mlaskania opon po glinie.

Przy samej drodze stało jedno z największych mrowisk jakie widziałem w życiu. Było niewiele niższe ode mnie. Wiem, na zdjęciu tak nie wygląda.

Trasa Wyszków - Ostrołęka, którą miałem wracać. Lubię patrzeć na niknące w dali tory. To takie zaproszenie do podroży.

Rzeczka Wymakracz. Urokliwa, choć nazwa trochę dziwna.

Od opuszczenia Puszczy Białej cały czas miałem w zasięgu wzroku linię kolejową.

Stacja "Pole", nic dodać nic ująć.

Zachwyciły mnie te trzy drewniaki po lewej. W miastach coraz częściej przegrywają z wytrzymalszymi murowanicami.

Ja robiłem zdjęcia drewniakom, a Blackbercik czekał cierpliwie.

Ta zieleń hipnotyzuje.

Takiego malucha prawie rozjechałem. Na poboczu drogi siedziało maleństwo i w ostatniej chwili wyminąłem. Po krótkim obejrzeniu nielota okazało się, że miał chyba bliskie spotkanie z samochodem. Prawe skrzydło było bolesne i dziwnie ułożone. Ogólnie ptaszek był otępiały. Jak mi się wydawało była to młoda modraszka (sikorka modra), jeszcze nie wybarwiona. Zastanawiałem się co mam zrobić? Ze względu na skrzydło postanowiłem go zabrać i poszukać jakiegoś weterynarza w pobliskiej Ostrołęce. Z takim postanowieniem ruszyłem dalej.


Zgodnie z prognozą zaczęło padać, a ja byłem już na granicy miasta. Do otwartego w sobotę weterynarza drogę wskazało mi dwóch policjantów chroniących się przed deszczem w samochodzie. Co chwilę zaglądałem czy ptica żyje i żyła. W miejscu gdzie powinna być lecznica nie mogłem jej znaleźć, okazało się że jest po przekątnej skrzyżowania w suterenie. Już zniosłem rower po schodkach na dół, już spiąłem rower, ale kiedy otworzyłem sakiewkę okazało się, że maluszek nie żyje ;(. Jak bardzo czułem się bezradny i zły nie potrafię nawet opisać. Tak stałem na deszczu z małą martwą sikorką w dłoni. Całe powietrze nagle ze mnie zeszło. Schowałem ptaka tam gdzie był wcześniej i pojechałem dalej. Małego ptaszka nie udało się uratować.

Na chwilę przestało padać. Na rynku naprzeciw ratusza pomnik Józefa Bema.

Ratusz, ale jakoś straciłem zapał turystyczny.

Most na Narwi, w deszczu. Zostawiłem ptaszysko i ruszyłem na dworzec kolejowy znajdujący się na obrzeżach miasta.

Mocno mnie zmoczyło po drodze na dworzec, na szczęście przed samym budynkiem przestało i już do końca dnia nie padało.

Dworzec jest okazały, ale kasy są trwale zamknięte. Kolejny dworzec "widmo".

Wracać miałem szynobusem. Pierwszy raz miałem jechać czymś takim. To taki autobus z silnikiem spalinowym jeżdżący po szynach.

Blackbercik sechł, a ja byłem jedynym pasażerem tego pojazdu.

W ciepłym wagonie zjadłem kanapki popijając gorącą herbatą w ten chłodny i mokry dzień.

Jak ruszaliśmy byłem nadal jedynym pasażerem, ale w miarę pokonywania trasy do Tłuszcza, gdzie miałem przesiadkę, wagonik się zapełniał podróżnymi. W Tłuszczu szybka przesiadka do pociągu już czekającego i powrót do Warszawy. Tak zakończyła się moja wycieczka po drodze do Ostrołęki. Było trochę filmowo, ale i emocji nie zabrakło.

Wycieczka wyniosła 122 km, a pokonałem ją z rekordową moją średnią prędkością 17 km/h. Tak, wiem - nie jest to szybko, ale ja jeżdżę wolno i liczę czas od wyruszenia do dojechania na metę, czyli kupienia biletu w kasie albo dotarcia do miejsca noclegu, a wliczam w to wszystkie postoje włącznie z przerwami na jedzenie w trasie. Tego dnia zatem, wraz z dojazdem z dworca do domu, pokonałem 128 km.
Jak podsumować samą trasę? Do Wyszkowa nie zachwycała, ale po minięciu miasta to już zdecydowanie co innego i szczerze polecam ten odcinek.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz